Japońska kuchnia dla bardzo opornych - kabocha
Przepis poniżej jest autorstwa mojej córki Airis, prosto z Kumamoto w dalekiej Japonii. Roczne stypendium dla studentki japonistyki to nie tylko spełnienie marzeń, to również praktyczny sprawdzian z języka i duże wyzwanie kulinarne. Można o tym poczytać na blogu Wiewiórka w kolorze indygo.
Przypuszczam, że kabocha, japońska dynia, jest do dostania w Polsce. Wydaje mi się, że pod nazwą "dynia Hokkaido", może ktoś, kto się lepiej orientuje w kulinariach mnie poprawi.
A teraz do rzeczy.
Narzędzia:
*deska do krojenia
* nóż
* garnek z pokrywką
* łyżka
* opcjonalnie widelec i pałeczki
Składniki:
* ćwierć nie bardzo dużej dyni
* dwie łyżki mirin http://pl.wikipedia.org/wiki/Mirin
* dwie łyżki sosu sojowego
* ewentualnie łyżeczka cukru
Sposób przygotowania:
Po kilku tygodniach rozważania wreszcie decydujemy się zaryzykować
wyrzucenie pieniędzy w błoto i kupujemy dynię. Zapominamy o niej na parę
dni. Przypominamy sobie o dyni, szukając w lodówce czegoś na obiad.
Szukamy w internecie przepisu na dynię. Znajdujemy przepis na youtubie
albo na blogu znajomej - tym blogu, dla przykładu. Wygospodarowujemy
miejsce na podłodze, bo w kuchni miejsca nie ma, żeby położyć tam deskę
do krojenia. Pozbywamy się pestek i tego w czym siedzą ze środka dyni.
Męczymy się chwilę nad krojeniem dyni (rąbaniem bardziej by pasowało do
tego, co ja robiłam, twarde to cholerstwo jak się masz, zwłaszcza jak
się używa noża za 100 yenów) na mniejsze kawałki. O takie:
Następnie - ponieważ to kuchnia japońska, więc głównie ma się
prezentować a nie smakować - ścinamy wszystkie brzegi. Po ugotowaniu
dynia będzie lepiej wyglądać i jest mniejsza szansa, że się rozpadnie.
Poza tym poczujemy się jak prawdziwi profesjonaliści.
Wkładamy dynię do garnka i zalewamy wodą mniej więcej do połowy.
Przykrywamy garnek i zostawiamy dynię na ogniu na jakieś 12 min.
Zaczynamy oglądać serial, ale jesteśmy czujni i już po 15 min.
sprawdzamy, co z dynią. Jeśli wody jest wyraźnie mniej, ale nie za mało
(nie wiem jak się ocenia, czy nie za mało, przepis mówił, że "na oko",
co jak wiadomo jest odpowiednikiem "nie przejmuj się, twojej babci by
wyszło, ale ty zmarasz i tak") wlewamy do garnka dwie łyżki mirinu,
telepiemy garnkiem na boki, żeby zalać dynię wodą z mirinem ze
wszystkich stron i wracamy do serialu na ok. 5 min.
Po 10 min. zapach karmelu z kuchni przypomina nam o dyni. Biegniemy do
kuchni, w garnku nie ma wody (przynajmniej teraz widać wyraźnie, że jest
jej za mało!) więc dolewamy trochę. Dźgamy czymś dynię, żeby sprawdzić,
czy jest miękka. Jeśli jest dolewamy też dwie łyżki sosu sojowego,
można posypać dynię łyżeczką cukru, ale moja była tak słodka, że cukier
uznałam za zbędny. Telepiemy garnkiem. Następne dwie minuty stoimy nad
dynią, żeby o niej więcej nie zapomnieć. Wyciągamy pierwszy kawałek dyni
pałeczkami. Gotowaliśmy ją zbyt długo, więc się rozpada - następne
kawałki wyciągamy pałeczkami i widelcem. Zalewamy garnek wodą i
zostawiamy do rozprawienia się z nim później.
Kładziemy dynię na ugotowany wcześniej ryż. Dodajemy dobrane
kolorystycznie pałeczki. Nasz obiad prezentuje się bardzo japońsko, więc
jesteśmy z siebie bardzo zadowoleni.
Podsumowując:
Przybliżony koszt - ok. 3 zł
Przybliżony czas przygotowania - ok. 20 min
Przybliżony czas czyszczenia garnka - ok. 1,5 h
Poziom trudności - beginner
Poziom zadowolenia z siebie - wykoksany pod niebiosa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz